Żyć rytmem liturgii Triduum Paschalnego
Obchody Wielkiego Tygodnia mają bogatą symbolikę. Wierni najczęściej gromadzą się w swoich parafiach na ceremoniach Triduum Paschalnego. Niewielu ma okazję uczestniczyć we Mszy św. Krzyżma. Jakie znaczenie ma to nabożeństwo?
Rzeczywiście. Niewielu wiernych uczestniczy we Mszy św. Krzyżma dlatego, że ta Msza św. jest tylko jedna w diecezji. Odbywa się w Wielki Czwartek przed południem w katedrze. Gromadzą się na niej kapłani wraz ze swoim ordynariuszem. Wyrażają przez to wzajemną jedność. Podczas Mszy św. Krzyżma następują dwa obrzędy. Pierwszy - to odnowienie przyrzeczeń kapłańskich. Drugi - to poświęcenie olejów świętych. Tych olejów, które podczas całego roku, od Wigilii Paschalnej, będą używane do udzielania sakramentów.
- Czym różni się Krzyżmo od pozostałych olejów?- Liturgia zna trzy rodzaje olejów, którymi się posługuje przy sprawowaniu sakramentów oraz przy innych okazjach, a które są poświęcone w Wielki Czwartek: olej Krzyżma świętego, olej chorych, olej katechumenów, używany przy udzielaniu sakramentu chrztu. Wszystkie są olejami z oliwek. Różnią się natomiast sposobem przygotowania i potem zastosowaniem. Krzyżmo jest najważniejszym olejem, ma najszersze zastosowanie w Kościele. Dlatego jest szczególnie uroczyście poświęcane. Używane jest przy chrzcie, bierzmowaniu i do święceń biskupich, kapłańskich. Służy też do namaszczania ołtarza i ścian kościoła.
- Co się dzieje z olejami, które nie zostaną wykorzystane w ciągu roku?
- Krzyżmo i olej chorych należy odnawiać co roku. Stąd obecność księży proboszczów w katedrze podczas Mszy św. Krzyżma. Jeśli w ciągu roku oleje nie zostaną w pełni wykorzystane, należy je spalić.
- Triduum Paschalne to najważniejszy czas w roku dla chrześcijanina. Dlaczego?
- Triduum Paschalne to jedyny okres w Kościele, gdy czas celebrowania liturgii zrównuje się z czasem, w którym mają miejsce wydarzenia z życia Jezusa. Miejsce celebry staje się przestrzenią Drogi Krzyżowej. Bez męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa nie byłoby nas. To jedyny czas, w którym chrześcijanie mogą - godzina po godzinie - wstępować w ślady Jezusa, postępować tuż za Nim. Do tego zresztą jesteśmy powołani.
- Czym jest wieczór Wielkiego Czwartku? Zapowiedzią bolesnych wydarzeń?
- Wielki Czwartek to koniec wielkiego postu i inauguracja Triduum Paschalnego. Dla chrześcijanina Święta Wielkanocne rozpoczynają się właśnie w ten dzień. Z drugiej strony jest to zapowiedź męki Pańskiej. Jest to też oczywiście pamiątka ustanowienia Eucharystii, a także dzień sakramentu kapłaństwa. Ponieważ Wielki Post już się skończył, kapłani odkładają fioletowe szaty pokutne, a przywdziewają białe, świąteczne. Triduum rozpoczyna się bardzo uroczyście. Po długiej wielkopostnej przerwie rozbrzmiewa na nowo świąteczny hymn „Chwała na wysokości Bogu”. W świątyniach na całym świecie odzywają się też dzwony, zwiastujące światu chrześcijańską Paschę.
- Po liturgii wielkoczwartkowej Najświętszy Sakrament zostaje przeniesiony do ołtarza zwanego ciemnicą. Jak wierni mają się wtedy zachować?
- To czas poważnego i głębokiego wejścia w mękę Chrystusa. Wierni powinni czuwać przy Nim i modlić się. A także towarzyszyć w chwilach, w których był sam oczekując na mękę i śmierć.
- W Wielki Piątek dominuje czerwień w kolorze szat kapłańskich. Co Kościół chce w ten sposób wyrazić?
- Czerwień w Kościele to znak krwi. Przypomina więc o męczeństwie Chrystusa. Dlatego kolorem szat liturgicznych w Wielki Piątek jest kolor czerwony. Ten kolor w liturgii nie jest używany zbyt często. Właściwie tylko wtedy, gdy dotyczy męki Chrystusa, a więc w Wielki Piątek i Niedzielę Palmową. Również wtedy, gdy liturgia dotyczy męczenników. I wtedy, gdy dotyczy Ducha Świętego.
- Czy można wskazać kulminacyjny moment liturgii Wielkiego Piątku?
- Ta liturgia ukształtowała się już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W Wielki Piątek nie sprawuje się Mszy św. Najważniejszym momentem liturgii jest adoracja krzyża. Uroczyste wniesienie krzyża do kościoła, jego odsłonięcie ze śpiewem „O to drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, na co wierni odpowiadają „Pójdźmy z pokłonem” i klękają. A potem podchodzą i całują krzyż. To jest punkt kulminacyjny. Na krzyżu wszystko się dokonało. Dzięki temu, że Chrystus dał się ukrzyżować, my żyjemy. Zgładził grzechy. To fundament naszej wiary. Bez krzyża nie ma chrześcijaństwa.
- Jak wygląda liturgia w Wielką Sobotę?
- Właściwie to w Wielką Sobotę nie ma liturgii. W Wielki Piątek Chrystus umiera i przez Wielką Sobotę spoczywa w grobie. To dzień zupełnej ciszy i adoracji Chrystusa w grobie. Oczywiście wierni święcą w kościołach pokarmy, ale jest to raczej część zwyczajów. To co nazywane jest liturgią Wielkiej Soboty, jest już Wigilią Paschalną. Tradycja Kościoła nakazuje sprawowanie Wigilii Paschalnej w nocy, z soboty na niedzielę, gdy zapadnie mrok. To nocne nabożeństwo ma być czuwaniem. Liturgia Wigilii Paschalnej jest już Liturgią Niedzieli Zmartwychwstania.
- Skąd wzięła się rezurekcja?
- W czasach średniowiecza zaczęto przesuwać rozpoczęcie Wigilii Paschalnej z nocy na późne popołudnie, potem na jeszcze wcześniejsze godziny. Stąd zaistniała potrzeba odprawienia drugiej Mszy św. w niedzielę, by podkreślić zmartwychwstanie Chrystusa. I to były początki rezurekcji. Zaleca się, by była to jednak nocna celebracja. Bo w nocy świętujemy Zmartwychwstanie Chrystusa i śpiewamy „Alleluja”.
- Właściwie nie ma obowiązku uczestniczenia w liturgii Triduum Paschalnym. Choć to najważniejszy czas dla chrześcijanina. Jak dobrze przeżyć ten czas?
- To prawda. Nie ma obowiązku uczestniczenia w Triduum Paschalnym pod karą grzechu. Obowiązkowe jest jedynie uczestniczenie we Mszy św. niedzieli Zmartwychwstania. Ale Triduum Paschale pokazuje, czym jest chrześcijaństwo i jakimi chrześcijanami jesteśmy. By dobrze przeżyć Wielkanoc, trzeba przeżyć Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Dać się poprowadzić symbolom i tekstom liturgicznym. Po to, by spotkać Chrystusa.
===============================================================================================
Kremacja jest dozwolona, ale lepiej tego nie róbcie
Zbyt łatwo pomija się dzisiaj słowa: „Kościół usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych”, a skupia na zdaniu: „Nie zabrania jednak kremacji”.
Ortodoksja
Zacznijmy od obowiązującej nauki Kościoła. Katechizm Kościoła Katolickiego w numerze 2301 stwierdza, że „Kościół zezwala na kremację zwłok, jeśli nie jest ona przejawem podważania wiary w zmartwychwstanie ciała”. Ten zapis stanowi pewnego rodzaju zawężenie tego, co możemy przeczytać w Kodeksie Prawa Kanonicznego — tam mowa jest o tym, że Kościół „nie zabrania (...) kremacji, jeśli nie została wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej” (kan. 1176, par. 3). Tajemniczy zapis o pobudkach przeciwnych nauce chrześcijańskiej wskazywać będzie przede wszystkim na niewiarę w zmartwychwstanie, ale też objąć może inne wierzenia niechrześcijańskie, które mogą pojawić się w tej coraz modniejszej a znanej innym religiom i ludom pierwotnym praktyce.
Warto jednak przywołane wypowiedzi kościelne zacytować w szerszym kontekście. W przypadku Katechizmu będzie to numer 2300: „Ciała zmarłych powinny być traktowane z szacunkiem i miłością wypływającą z wiary i nadziei zmartwychwstania. Grzebanie zmarłych jest uczynkiem miłosierdzia względem ciała; jest uczczeniem dzieci Bożych, będących świątynią Ducha Świętego”. Słowa te tłumaczą, dlaczego Kościół „usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał zmarłych” (KPK, kan. 1176, par. 3), a kremację jedynie dopuszcza. Nie jest bowiem ciało czymś niepotrzebnym, jakimś więzieniem duszy, jak chciałby Platon i jego nieświadomi współcześni epigoni, ale stanowi świątynię Ducha Świętego. Z tego względu należy mu się szacunek i miłość, a te wyrażamy właśnie w praktyce pogrzebowej. Należy więc zastanowić się, który rodzaj pochówku doskonalej wypełnia ten uczynek miłosierdzia względem ciała.
Ponadto stwierdza Kodeks, że „pogrzeb kościelny (...) okazuje szacunek ich [zmarłych] ciału i równocześnie żywym niesie pociechę nadziei” (kan. 1176, par. 2). Oprócz wyżej zadanego pytania należałoby więc odpowiedzieć na to, który pogrzeb — grzebanie czy kremowanie — niesie żywym większą pociechę nadziei.
Biblia i Tradycja
Lektura Biblii nie pozostawia wątpliwości, że przyjętą praktyką jest pochówek w ziemi. Owszem znaleźć można wzmianki o kremacji (por. 1Sm 31,12-13, gdzie opisano kremację częściową), ale stosuje się ją tylko w sytuacjach wyjątkowych i raczej jako wynik obcego wpływu kulturowego, który nie został przeniknął na stałe do Ludu Wybranego. Na podstawie samego Pisma nie dałoby się oczywiście odrzucić kremacji jako niezgodnej z Bożą wolą, ale tym trudniej byłoby bronić tej praktyki. Grzebanie w ziemi nie jest może nakazem Pańskim, ale dla chrześcijanina świadectwo Słowa Bożego, a tym bardziej Słowa Wcielonego pogrzebanego, a nie spopielonego, nie może nie być czymś, na co wzrusza się ramionami.
Chrześcijanie pierwszych wieków, którzy nie dysponowali jak my dzisiaj możliwością zakupu ziemi na grób, podjęli nie lada wysiłek, żeby mimo tego pozostać wiernymi grzebaniu zmarłych (ewentualnie chowaniu ich w katakumbach). Szacunek dla ciała musiał na tyle odróżniać chrześcijan od pogan, że w czasie prześladowań palenie zwłok — to świadectwo zostawił Euzebiusz z Cezarei w swojej Historii kościelnej — traktowano jako zabieg służący poniżeniu tych, którzy wierzyli w zmartwychwstanie po śmierci. Sobór Watykański I — świadomy, że zwyczaj kremacji wprowadzono na życzenie masonów występujących po Rewolucji Francuskiej przeciw wierze w zmartwychwstanie — potwierdzał, że nie należy dopuszczać tej przeciwnej tradycji chrześcijańskiej praktyki, a Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku zakazywał kremacji — już samo wyrażenie życzenia tego rodzaju pogrzebu pozbawiało delikwenta kościelnego pochówku.
Na tym tle trzeba rozumieć dzisiejsze wypowiedzi Kościoła, który dopuszcza kremację i nie przekreśla kościelnego pochówku w takim przypadku (więcej nawet: opracował stosowne przepisy liturgiczne), ale — w żadnym razie do kremacji nie zachęca, zaleca bowiem tradycyjny pochówek. Zmiana stosunku Kościoła do kremacji nastąpiła oczywiście nie na bazie kompromisu z modą tego świata, ale dzięki nowej refleksji nad faktem zmartwychwstania. Rozumie się dziś, że Bogu nie robi różnicy, czy ciało ulegnie naturalnemu procesowi rozkładu czy sztucznie wywołanemu procesowi — zmartwychwstanie bowiem już ciało jakościowo przemienione, uwielbione (choć przecież pozostaje to w jakimś sensie to samo ciało — o czym świadczą rany Jezusa widoczne po Jego zmartwychpowstaniu). A jeśli tak — to może warto wziąć pod uwagę racje higieniczne, psychologiczne czy nawet ekonomiczne?
Praksja
Szacunek do bliźniego nakazuje poważne traktowanie jego wyboru sposobu pochówku, zresztą często będącego wypełnieniem woli zmarłego. Daleki od potępienia czy generalizowania nie chciałbym wszystkich względów, którymi kierują się wierni wybierający nietradycyjną formę pochówku, wrzucać do jednego worka. Wydaje mi się jednak, że zbyt małą wagę przywiązuje się w uzasadnianiu wyboru kremacji motywom najważniejszym, a prymat przyznaje się tym mniej ważnym.
Często kierują ludźmi motywy mało racjonalne, a bardziej uczuciowe, a z tych rozumowych argumentów używa się przeważnie uzasadnień utylitarnych. Owszem, jeśli uznać — jak zrobił to Kościół już w 1963 r. w Instrukcji Kongregacji Świętego Oficjum — że spalenie zwłok ani nie stanowi przeszkody w przyszłym zmartwychwstaniu, ani tym bardziej nie dotyczy duszy, a więc kremacja nie występuje przeciwko dogmatom o zmartwychwstaniu ciał i nieśmiertelności duszy. Wierni posłuszni Kościołowi nie muszą odrzucać kremacji, mogą natomiast — co sugeruje kościelny dokument — brać pod uwagę racje związane z higieną czy ekonomiczne.
Pytanie, które należałoby postawić, brzmieć mogłoby tak: czy racje higieniczne (np. zdrowie publiczne), ekonomiczne (i inne — bowiem powierzchnia tradycyjnych cmentarzy zajmuje dużo miejsca) lub — powiedzmy — psychologiczne powinno się postawić na pierwszym miejscu w wyborze tej a nie innej formy pochówku? Od stwierdzenia, że Kościół zezwala na kremację do postawienia kremacji ponad grzebaniem zmarłych daleka jeszcze droga! Warto wziąć pod uwagę inne motywy. Dlatego od zwolenników tej swoistej mody na kremację chciałbym uzyskać odpowiedzi na kilka ważnych pytań.
Pytania bez odpowiedzi
Co zdecydowało — zakładam, że moim rozmówcą jest osoba wierząca — nie tyle na wybór nowej formy pogrzebu, ale na odrzucenie tej, którą Kościół usilnie zaleca? To wbrew pozorom ważne pytanie, pokazuje bowiem stan sumienia ludzkiego: czy wybieram tylko między tym, na co Kościół pozwala i czego zabrania, czy też skłaniam się ku temu, co jest doskonalsze?
Interesuje mnie, w jaki sposób — praktycznie — osoby kremujące ciała swoich bliskich okazują tym ciałom szacunek i miłość? W mojej głowie nie mieści się, że można ciało zmarłego, którym jeszcze niedawno się opiekowano, do którego być może prawie że przed chwilą się przytulało, pozwolić potem spalić w piecu... Raczej dopatrywałbym się tutaj jakiejś platońskiej pogardy dla ciała — liczy się tylko dusza, ponoć doskonalsza; byliby więc zwolennicy kremacji platonikami bardziej niż chrześcijanami, dla których liczy się cały człowiek — jedność duchowo-cielesna?
Oczywiście jest między nami zgoda — ciało i tak obróci się w proch. Ale czy naprawdę nie skrzeczy ta znacząca zmiana sformułowania „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” na „Z prochu powstałeś i prochem jesteś”? Jest przecież różnica między tym, czy w bezsilności w obliczu niepokonanej śmierci oddajemy ciało ziemi, a tym, że sami przyspieszamy proces zniszczenia, jak gdybyśmy stawali po stronie śmierci, a nie po stronie tych, co ze smutkiem ją przyjmują do końca, aby „wbrew nadziei uwierzyć nadziei”?
Nie jest dla mnie wystarczającym argumentem mniemany brak estetyki gnijącego ciała — dlaczego naturalny proces gnicia miałby być czymś lepszym od najnowocześniejszej techniki (piece sterowane komputerowo) zamiany ciała w popiół? Znamienne są te zabiegi językowe prowadzone wokół samej nazwy pieca służącego kremacji — nazywa się go „kremacyjnym” w odróżnieniu od „krematoryjnego” stosowanego przez np. hitlerowców. A jednak dla niektórych — czy nie jest to zdrowa intuicja? — skojarzenia nasuwają się nieodparcie. Czy palenie ciała nie czyni z niego przedmiotu? I czy w takiej atmosferze dziwić może pomysł przemysłu, który z popiołu produkować chce biżuterię?
Podejrzewam, choć zdaję sobie sprawę z subiektywizmu tego oskarżenia — że u podstawy wyboru kremacji leżeć może w wielu przypadkach ten sam motyw, który stoi za eutanazją. Formalnie zabija się osoby starsze, żeby ulżyć ich cierpieniu, ale naprawdę oznacza to niezgodę na cierpienie i śmierć (co samo w sobie jest zrozumiałe) i paniczną chęć ucieczki przed nimi wszelkimi możliwymi sposobami (tego już usprawiedliwić nie wolno). Mówiąc bardziej teologicznie: czy nie ten sam (jaki?) duch stoi za eutanazją i paleniem ludzkiego ciała? Byle wyprzeć ze świadomości nieuchronność śmierci! Proszę zwrócić uwagę, ze w takim np. hinduizmie palenie zwłok jest elementem kilkunastodniowego rytuału religijnego; a u nas kremacja jest szybkim, nowoczesnym i eleganckim „załatwieniem sprawy”. To zresztą pociąga za sobą kolejne problemy natury psychologicznej: nieprzebyta w pełni żałoba — nieprzebyte pożegnanie — powoduje emocjonalne zaburzenia.
Powróćmy do pytań związanych z duchowością. Cóż jest łatwiej: wierzyć w zmartwychwstanie, gdy patrzy się na tego, o którym mówi się, że „zasnął w Panu”, czy uwierzyć w to, że Bóg da ciało tej kupce popiołu, która zostaje po kremacji? Owszem, rozum oprze się na wiedzy o Boskiej wszechmocy, ale coś głębiej, tam w środku, w sercu — czy nie potrzebuje kontemplacji „śpiącego” ciała zmarłego? Pochowanie zmarłego w ziemi bardziej odpowiada temu sianiu ziarna ciała zmysłowego i zniszczalnego, z którego potem wyrośnie — dzięki Bogu — ciało duchowe i niezniszczalne (por. 1Kor 15,42-44). Pół żartem-pół serio: a jeśli kremowane ciało należy do świętego? Pozbywamy się w ten sposób relikwii czy nie? I już poważnie: wydaje mi się, że motywy teologiczno-duszpasterskie trzeba tu postawić ponad utylitarnymi czy związanymi z osobistym gustem.
Warto też zauważyć, że w stosunkowo religijnej Polsce „moda” na kremację przychodzi znacznie wolniej niż w bardziej zsekularyzowanych krajach, a chociaż sama kremacja nie musi być wyrazem sprzeciwu wobec Kościoła, wciąż znaleźć można wypowiedzi ateistów (proszę sprawdzić w Internecie!), którzy promują kremację jako element walki z kościelnymi zabobonami.
A co z dowodem?
Po stronie zwolenników kremacji leży podanie dowodu jej wyższości nad tradycyjnym pochówkiem. Jeśli Kościół odróżniał się od świata także podejściem do ciał zmarłych, odrzucenie przyjętego pochówku na rzecz innej formy wymaga solidnego argumentu. Mówiąc konkretnie: jeśli tato, dziadek i pradziadek grzebani byli w ziemi, ich potomek powinien raczej przyjąć tę tradycję niż ją odrzucić. Chyba że ma ku temu bardzo istotne powody. Ale czy ma?
Sławomir Zatwardnicki
======================================================================================================================================
Skąd w Sejmie ta upiorna pochwała zabijania? 5 manipulacji!
Poziom indoktrynacji w sejmowej debacie o aborcji przekroczył wszelkie granice. Wystąpienia parlamentarzystów zdominowała gloryfikacja śmierci. Jedna z posłanek przyznała się z dumą do popełnienia aborcji, a inne wprost reklamowały na mównicy sejmowej „pigułkę po”. Zbiorowe opętanie oparte na kłamstwie i totalnym uprzedmiotowieniu człowieka. Bo prawda o aborcji jest równie brutalna, co prosta. Kobieta w chwili poczęcia dziecka staje się matką. Aborcja tego faktu nie zmieni. Tyle, że po jej dokonaniu będzie matką, która zabiła swoje dziecko. I z tą traumą będzie musiała żyć. Co przemilczają zwolennicy aborcji? 5 największych manipulacji.
1. Aborcja to zabójstwo, nie może być bezpieczna
Ileż słów o wolności i bezpieczeństwie kobiety padło w tej debacie. Przerzucały się nimi przedstawicielki koalicji 13 grudnia, forsujące wprowadzenie aborcji na żądanie do 12 tygodnia ciąży. I żadna nie potrafi przyjąć, że to perspektywa skrajnie zakłamana. Nie ma bezpiecznej aborcji, bo ta jest aktem zadania śmierci. Najwyższą formą przemocy jest zabójstwo. Aborcja to zabicie człowieka. Bo na poziomie elementarnej biologii, dziecko w łonie matki jest człowiekiem. Niezależnie od tego, w jakiej jest fazie rozwoju. Postęp techniczny w medycynie sprawił, że możemy nie tylko szczegółowo ten rozwój obserwować, ale wręcz prowadzić zaawansowane leczenie nienarodzonego jeszcze pacjenta, prowadząc operacje dzieci w łonie matki.
2. Trauma, która zostaje z matką na zawsze
Aborcja nie może więc być bezpieczna dla dziecka, ponieważ pozbawia go życia. Ale stanowi zagrożenie także dla matki. Może skutkować powikłaniami fizycznymi, czasem bezpłodnością, ale i również powikłaniami psychicznymi. Syndrom postaborcyjny jest przecież szeroko opisanym faktem. Jego istnienie potwierdza Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów, które już w 1987 roku dokonało rozróżnienia dwóch zespołów zaburzeń, jakie mogą wystąpić po aborcji. Z przeprowadzonych badań wynika, że PAS nie zależy od światopoglądu, wyznania, ani wrażliwości moralnej kobiety. U niektórych pojawia się od razu, u innych dopiero kilka lat po aborcji, najczęściej w okresie klimakterium. Czasem może go wywołać urodzenie następnego dziecka lub niezdolność do macierzyństwa. Objawia się dużym niepokojem, którego przyczynę trudno sobie uświadomić, niezadowoleniem z życia bez obiektywnych przyczyn, brakiem sensu życia, poczuciem beznadziei, depresją. Syndromowi postaborcyjnemu towarzyszą też zaburzenia relacji z najbliższymi, niechęć do współżycia seksualnego, silne lęki, koszmary senne. Zespół ten może towarzyszyć kobiecie aż do śmierci. Potwierdzają to świadectwa wielu kapłanów, którzy spotykając się w sakramencie pojednania ze starszymi kobietami, odkrywają ogromne dramaty, jakie szarpią ich serca. Często kobiety borykające się z tym problemem, na łożu śmierci wyznają, że największe zło, jakie w życiu popełniły to zabicie własnego dziecka. A przecież podejmowały tę decyzję w czasach, gdy aborcja była dozwolona prawem, wręcz proponowana czy narzucana, ale nie miały tak naocznej wiedzy o rozwoju dziecka, jak w czasach wszechobecnych ultrasonografów czy dzisiejszej diagnostyki 3D.
Aborcja nie rozwiązuje więc problemu. Kobieta nie przestaje być po niej matką. Zostaje matką, która zabiła swoje dziecko. Ma to realne przełożenia na jej dalsze życie. Doświadcza traumy, z którą musi żyć. Według badań opublikowanych w 1985 przez dr Speckhardt na Uniwersytecie Minnesota spośród kobiet, które przeszły aborcję: 100% — doświadczało smutku, poczucia utraty; 92% — przeżywało poczucie winy; 85% — było zaskoczonych intensywnością smutnych przeżyć postaborcyjnych; 81% — odczuwało obniżone poczucie własnej wartości; 81% — miało świadomość doznania krzywdy; 81% — wciąż myśli o abortowanym dziecku; 73% — cierpiało na depresję; 73% — czuje się nieswojo w obecności niemowląt i małych dzieci; 73% — odczuwa niemożność rozmawiania o przeżytej aborcji; 69% — przeżywa niechęć do współżycia seksualnego; 65% — miało tendencje samobójcze; 61% — zaczęło nadużywać alkoholu; 31% — podejmowało próby samobójcze; 23% — przeżywało skrajnie ciężkie poczucie winy.
Podobne badania przeprowadzone w 1985 roku w prywatnej klinice Mount Sinai School of Medicine. Spośród badanych 46% przyznało, że aborcja stała się przyczyną największego kryzysu w ich życiu, 48% stwierdziło, że relacje z ojcem zabitego dziecka zmieniły się znacząco na niekorzyść lub wprost załamały się, a u 33% kobiet wystąpiły zaburzenia seksualne. 52% odczuwa smutek, poczucie pustki, rozdrażnienie, całkowity brak radości z życia.
3. Co z ojcem? Feministki szkodzą kobietom zwalniając go z odpowiedzialności
Dramatyczne konsekwencje aborcji towarzyszą także mężczyznom. Dlatego powtarzane nieustannie hasło: „moje ciało-moja sprawa” jest kolejnym kłamstwem i bardzo niebezpieczną manipulacją, de facto uderzającą w kobietę. Ojciec ma taką samą odpowiedzialność za dziecko, jak matka. Zwalnianie go z niej, wymierzone jest nie tylko w mężczyznę i dziecko, ale przede wszystkim w kobietę. Utrzymuje bowiem szkodliwe przekonanie o braku współodpowiedzialności za skutki współżycia. Zostawia kobietę samą sobie. Jednocześnie mężczyznę sprowadza wyłącznie do technicznej i przedmiotowej roli „dawcy nasienia”. A to przecież także jego dziecko. Ileż dramatycznych scen oglądaliśmy przed amerykańskimi klinikami aborcyjnymi, w których mężczyźni błagali kobiety, by zrezygnowały z podjętej decyzji. Ale są oczywiście tacy, dla których ciąża jest wyłącznie problemem. I właśnie postawa feministek jest w tej kwestii najbardziej szkodliwa. Bo to przecież ich narracja czyni ciążę „sprawą kobiety”, usprawiedliwiając męską bierność.
4. Zmuszanie lekarza do zabijania pacjenta to barbarzyństwo szkodliwe społecznie
Manipulacją jest również argument o wolności sumienia kobiety przy jednoczesnym podeptaniu wolności pozostałych członków tego dramatu. Bo nawet „najłagodniejszy” z 4 projektów ustaw aborcyjnych, zakłada przymus zabicia dziecka nienarodzonego przez lekarza, odbierając mu prawo powołania się na klauzulę sumienia. A przecież pacjentem lekarza ginekologa jest nie tylko matka, ale i dziecko. To o nie troszczy się przez całą ciążę, sprawdzając jego rozwój i wdrażając odpowiednie zalecenia czy stosując leczenie. Proponowane przepisy zakładają, że aborcja ma być wykonywana we wszystkich szpitalach. Nie będą więc mogli nimi dowodzić wysokiej klasy specjaliści, jeśli nie zgodzą się na zabijanie dzieci nienarodzonych, które są przecież ich pacjentami. Istnieje tylko jedna grupa lekarzy zajmujących się ciążą, dla których dzieci pacjentami nie są – to ci, którzy wykonują procedurę zapłodnienia in vitro. Kobiety, które zaszły w ciążę tą właśnie drogą, nie mogą liczyć na jej prowadzenie w klinikach in vitro. Muszą szukać pomocy w poradniach i szpitalach ginekologicznych, borykając się zresztą znacznie częściej z powikłaniami niż pozostałe matki. Zmuszanie lekarzy i personelu medycznego do zabijania swoich pacjentów, będzie miało potworne skutki społeczne.
5. Zabijanie nie może być prawem człowieka
Determinacja, z jaką Koalicja 13 Grudnia chce wprowadzić swobodę aborcyjną w Polsce ma w sobie coś demonicznego. Każdy głos sprzeciwu jest zakrzykiwany, a środowiska konserwatywne i katolickie wprost niszczone. I choć prawo do życia, także na etapie prenatalnym, zagwarantowane jest w polskiej konstytucji, koalicja Tuska robi wszystko, by te gwarancję obejść. Chce by zabójstwo niemogącego bronić się dziecka zostało uznane za prawo człowieka. Doskonale wiemy, do czego prowadzi takie barbarzyństwo. Kolejnym krokiem będzie eutanazja chorych, starszych ludzi. Najbardziej niepokojące jest programowanie młodego pokolenia w&nbs